Rozdział pierwszy.

„Kiedy ku*wa?!”

To właśnie wyrwało się ze złotych ust elokwentnego męża gdy jego błyskotliwa żona powiedziała „pisz książkę”.
Czyli, drogi czytelniku, ustaliliśmy tu ponad wszelką wątpliwość, że akcja dzieje się w Polsce. W dobrym, inteligenckim polskim domu

„Porządną książkę, za porządną kasę!” – dodała po chwili.
Priorytety mamy zatem ustalone. Cele jasno zarysowane, wątpliwości rozwiane. Książka ma się sprzedać i przynieść nam fortunę. Najlepiej gdyby jakiś TVN od razu wykupił prawa do adaptacji filmowej.
„Niech tylko nie gra mnie Karolak” – przeszło przez myśl mężowi choć w głębi duszy wiedział ponad wszelką wątpliwość – to będzie Karolak.
„Wolałbym Kota” – rozmarzył się (ten sam) mąż i podłubał paznokciem w diastemie. „Jak on pięknie zagrał tego chirurga , mnie też by podołał”.

Wróćmy jednak do pytania tytułowego.
„Kiedy?”
To samo pytanie zadawali sobie zapewne wszyscy wielcy tego świata kiedy ich żony subtelnie (bo wielcy tego świata mają subtelne żony) sugerowały, że wziąwszy pod uwagę warstwę ekonomiczną przedsięwzięcia zwanego małżeństwem to sądzą, że chyba byłoby je stać na więcej.
Czy taki Einstein porwałby się na Teorię Względności gdyby nie gderająca mu (subtelnie!) żona? W życiu! Czy miał za dużo wolnego czasu? Skądże!
Spiął jednak swoje płaskie od siedzenia pośladki i stworzył. I na jednej nie poprzestał. Teorii. Żonie, z resztą, też.

Pokrzepiony myślą, że tak wiele łączy mnie z najświetlejszym umysłem dwudziestego wieku, spinam i ja moje płaskie od siedzenia pośladki i tworzę.

[Ten rozdział powstał w takt nokturnów Fryderyka Ch. uznałem bowiem, że my – pisarze – sól tej ziemi, filary kultury naszej narodowej… od nas się wymaga, my musimy świecić przykładem] – dobra, to do przeredagowania.

[Czy jeśli przyznam, że słuchając Chopina jadłem jałowcową na zimno to będzie to profanacją czy przeciwnie – oznaką patriotyzmu? Do rozstrzygnięcia w innym terminie]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Pierwszy wykład o tłuszczu

Dobranoc Państwu,

Marek Aureliusz – legendarny rzymski cesarz, pisarz, filozof. Już niemal dwa tysiące lat temu ukłuł powiedzenie „AMOR FATI” co dosłownie oznacza „Kocham tłuszcz”.
Natomiast w wolnym tłumaczeniu: „Kooooocccchhhhhaaaaammmm ttttłłłłuuuussszzzzcccczzzz”.
Tu dygresja – spędzające mi sen z powiek pytanie: czym ukłuł? Szpilką? Mieczem? I czy ktoś kiedyś ukłuł jakieś powiedzenie po raz drugi? Jeśli nie, jeśli powiedzenia kłuje się tylko raz, to czy to znaczy, że powiedzenia są jak balony? Prezerwatywy może? Dobrze ukłute powiedzenie może wszak zapłodnić niejeden płodny umysł.
Fascynująca myśl… odłóżmy ją jednak na potem.

„AMOR FATI” wołał Marek Aureliusz. Ale czy sam to wymyślił? czy też żona mu kazała? Historia milczy na ten temat.
Zostawmy jednak Marka Aureliusza i jego korpulentną małżonkę.
Cofnijmy się piętnaście wieków w przód, do Antwerpii. Tam, w swoim baraku, czy też jak to wtedy mawiano „baroku” tworzy pewien barakowy malarz P.P. Grubens. Maluje on swoje słynne grubensowskie kształty. To znaczy nie swoje SWOJE. Gołe panie maluje. Robiłby to, gdyby nie lubił? Ileż to różowej farby musiało na to iść? Jakie to koszty były?
Jako że czas ucieka nam bezlitośnie, tę część wykładu zakończymy małą ciekawostką. Otóż przywołany tu Grubens, razem z drugim takim ancymonem od malowania gołych bab, Rembrandtem założyli sobie klub. Nazywali go „Chłopaki z baroku”. Nawet serial o tym powstał. Chyba. Nie wiem, nie widziałem.

Dobranoc.

Jeszcze jedno: naukowa rzetelność każe mi tu dodać, że część osób nazwisko Grubens wymawia (a nawet zapisuje!) „Rubens”. Połykają początkowe 'G’. Gruby błąd. Ale, jak wiemy, niektóre osoby połkną wszystko.

No to pa.

Rozdział drugi

„Osoby dramatu”

Elokwentny mąż (aka. Mietek) – osobowość narcystyczna, stary zrzęda, Grzybiak. Autor niniejszego utworu. Narrator.

Błyskotliwa żona (aka. Ismeralda) – matka, żona, kochanka, artystka, wzór cnót niewieścich, obiekt zawiści koleżanek. W wolnych chwilach paranoiczka i beksa.

Kylian Donnarumma – przyszłość polskiego futbolu, najlepszy lewy napastnikobramkarz jakiego ziemia nosiła. Hurtowy dostawca szczęścia i prawdopodobna bezpośrednia przyczyna przedwczesnego zgonu swojego (piszącego te słowa) ojca.

Gruba (aka. Tłuścinka) – paranoiczka etatowa (po mamusi), prawie dyplomowana Pani socjolog, w pełni certyfikowana córka i siostra. Właścicielka marynarki XXL i dziurawych skarpet których historii i tak nie zrozumiem. Duma rodziców (pomimo tatuaży).

Pan Redaktor – hipis i pretendent. Trochę rokuję.

„Ryszard” – anonimowy jegomość na potrzeby tej książki nazywany roboczo „Ryszardem”. Brodata muza. Katalizator.

… i inni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *